wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział I


Siedziałam w milczeniu, zainspirowana tym, co widzę z góry. Właśnie leciałam samolotem, pierwszy raz w życiu, a obok mnie siedziała moja ciotka. Wyglądało to przepięknie – warstwy białego puchu, w niektórych miejscach z dziurami, przez które było widać wielkie budynki miasta. Dostrzegłam nawet Big Bena, choć z tej strony wyglądał jak wieża zrobiona z dwóch, małych klocków lego. W moim notatniku co jakiś czas poprawiałam szkic, będący z mojej perspektywy – małe okno, przez które widać skrzydło wielkiego, stalowego „ptaka” i widoki z góry, niestety wychodziło mi to dość nieudolnie. Piosenka My Medicine, zespołu The Preety Reckless wypływająca z zielonych słuchawek rozbrzmiewała w mojej głowie i przy okazji uspokajała. Poczułam szturchnięcie i spojrzałam na Diane, która coś do mnie mówi.
-Co? – spytałam, wyjąwszy słuchawki z uszu.
-Lądujemy, zapnij pasy.
Właśnie rozpoczynał się nowy, lepszy bądź gorszy rozdział w moim życiu.

***

-To jest twój pokój – powiedziała ciotka, otwierając duże, hebanowe drzwi, będące na końcu korytarza. – Będę na dole, jak coś będziesz chciała, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Od razu, gdy weszłam do środka poczułam, że nie jestem u siebie i to nie jest mój dom. Ściany miały kolor kremowy, a jedna z nich przyciemniony fioletowy. Meble idealnie komponowały swoją jasną barwą i prostotą, a pomarańczowe dodatki świetnie wyglądały z resztą wystroju sypialni. Było to miejsce o wiele lepsze, niż sierociniec, lecz nadal uważałam, że jestem tutaj kimś obcym. Wyjrzałam za okno, z którego roznosił się piękny widok ogrodu, odznaczającego się różnokolorowymi kwiatami i owocami.
- To wszystko jest zbyt idealne – burknęłam, sama do siebie. Nie czułam, że jestem dłużna mojej ciotce podziękowania… W sumie spędziłam w domu dziecka sześć lat, cztery dobre, dwa okropne. Byłam zdana na siebie, przez ten czas wypłakałam tyle łez, a zły los mi nie odpuszczał, a tu nagle Diana, moja ciotka z Anglii od strony ojca przypomniała sobie o moim istnieniu i odebrała mnie z sierocińca, jak jakiegoś kundla ze schroniska. A co było najlepsze? Przez całe moje życie w tym okropnym przytułku wmawiano mi, że już nikt mi nie został na świecie i byłam sama. Nikt nie martwił się o nasze wygody, w moim czteroosobowym pokoju mieszkało ze mną osiem innych dzieciaków. Żywiliśmy się breją, raz miesięcznie dostawaliśmy kieszonkowe w postaci pięciu złotych na jakieś słodycze. I choć wiem, jak wiele innych osób na świecie miało ode mnie gorzej, co też mi było wmawiane, to nadal nie mogłam zrozumieć, czemu ja nie mam prawa do bycia nieszczęśliwą. Wcale nie miałam ochoty na rozpakowywanie się, dlatego postanowiłam, że wezmę długą kąpiel i zrelaksuje się. Gdy wyjęłam z walizki ubranie  wyszłam niepewnie na korytarz. Nadal nie wiedziałam, gdzie mam szukać łazienki i w ten sposób rozpoczęłam podróż po dużej willi. Było to dość dziwne – wszystko odznaczało się ekstrawagancją i modernizmem, a toaletę trzeba szukać po całym domu. Nie uszło mojej uwadze, że z dołu dochodziły śmiechy, krzyki i rozmowy, ale szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Nie mogło być niż gorszego niż przyglądanie się, jak wszyscy dobrze się bawią. 
W końcu udało mi się znaleźć cel mojej podróży. Pokój był tak samo wystawny, jak reszta tej willi, a moją uwagę przykuł duża wanna i przestrzenny prysznic. Bez zastanowienia rozebrałam się i weszłam pod natrysk.
Zamoczyłam włosy i zaczęłam rozmyślać o moich rodzicach. Nie pamiętałam ich, choć było to głupie, bo zmarli, gdy miałam dziesięć lat moich wspomnieniach widziałam tylko postacie z zamazanymi twarzami, przytulając się do mnie lub po prostu spędzając ze mną czas. Już nawet nie pamiętam uczuć, jakie do nich roniłam. Co więcej na początku, od razu po ich śmierci pamiętam, że ich nienawidziłam za to, że mnie zostawili. W mojej głowie nadal tkwił ten obraz, jakby to było dziś – do mojego domu weszło dwoje mężczyzn i kobieta, która bezpardonowo ogłosiła, że moi rodzice nie żyją, a ja muszę się spakować, bo jadę z nimi. Pamiętam również, że nie płakałam, po prostu czułam w sobie pustkę, którą nic nie mogło wypełnić. Otworzyłam oczy. Wspomnienia wróciły, jakby je ktoś przywołał magicznym zaklęciem. Nagle wróciło jeszcze inne wspomnienie … złapali mnie za nadgarstki … NIE!
Siadłam na podłodze i poczułam, że łzy cisnął mi się do oczu. Ich pewne siebie twarze i mój wstyd. Odgoniłam złe myśli i zakręciłam wodę. Nie miałam już ochoty na przemyślenia. Wyszłam spod prysznica i stąpając po niebieskich kafelkach dosięgnę łam ręcznika, którym wytarłam włosy. I nagle to się stało. Drzwi się otworzyły, a w nich stanął wysoki brunet z intensywnie zielonymi oczami i loczkami na głowie. Pisnęłam i zakryłam część strategiczną malutkim ręcznikiem do twarzy, a on uśmiechnął się figlarnie, posyłając dwuznaczne spojrzenie.
-Spierdalaj stąd zboczeńcu! – wykrzyknęłam, a lewą ręką zasłoniłam nagie piersi.
-I tak już wszystko widziałem… - odpowiedział, lustrując mnie od stóp do głowy, co jakiś czas zatrzymując się na miejscu zasłoniętym przez moją dłoń. Poczułam, jak moje policzki oblewają się ciemnym rumieńcem, choć ja nadal byłam wkurzona.
-Wypierdalaj! – warknęłam, rzucając w niego ręcznikiem. Dopiero po chwili zrozumiałam, jak głupi był ten pomysł, ale na szczęście on wyszedł z pomieszczenia, a jego dźwięczny śmiech jeszcze długo słyszałam na korytarzu. Podbiegłam do drzwi, zamykając je. Byłam do tego nieprzyzwyczajona i zwyczajnie o tym zapomniałam. Szybko ubrałam na siebie przygotowane jensy i czarną bluzkę, a na głowę nałożyłam moją najukochańszą, czarną czapkę. Reprezentowałam się nie najgorzej. Wróciłam cichcem do pokoju, a gdy się już w nim zamknęłam padłam na łóżko. Nałożyłam słuchawki na uszu i włączyłam na maksymalny głos piosenkę TPR. Nie chciałam o niczym myśleć, chciałam zagłuszyć ból tak, jak to zawsze próbowałam. Niczym to jednak nie skutkowało, ciągle czułam to nieznośne uczucie. Nagle poczułam szturchnięcie i szybko odwróciłam się, cofając na łóżku. Ujrzałam czarnowłosego chłopaka, uśmiechającego się do mnie. Zdjęłam jedną słuchawkę.
-Kim wy do kurwy jesteście? – spytałam z wyrzutem, posyłając mu złowrogie spojrzenie.
-Mi ciebie też miło poznać – odpowiedział, podnosząc do góry jedną brew, ale nie wydawało mi się, że chłopak mógł się za to obrazić. – Diana cię woła na kolacje.
-Dziś sobie odpuszczę – odpowiedziałam, zakrywając głowę puchową poduszką. Nie miałam ochoty zawierać przyjacielskich więzi, nie takim typem człowieka jestem.
-No chodź – usłyszałam, a następnie chłopak próbował złapać mnie za dłoń, ale ja ją gwałtownie cofnęłam.
-Nie dotykaj mnie – syknęłam – Nie to znaczy Nie.
-Spokojnie, już wychodzę – odpowiedział, podnosząc ręce w obronnym geście. Dopiero, gdy wyszedł wstałam i zaczęłam się rozpakowywać. Nużące zajęcie. Muzyka nadal rozbrzmiewała, a ja poruszałam się zwinnie po pokoju, rozstawiając swoje rzeczy. Gdy mi się już to udało zobaczyłam, że pokój nabrał już lekkiego charakteru i nie czułam się już tak totalnie obco. Zeszłam na dół tak, by nikt mnie nie usłyszał ani zobaczył i oddaliłam się do ogrodu. Wyjęłam paczkę papierosów, schowanych w kieszeni i zapaliłam jednego, wdychając słodki, nikotynowy smak. Dobrze, może słodki nie był, ale za bardzo go kochałam, by nazwać „gorzkim”. Życie jest cholernie trudne. Nie miałam ochotę na przebywanie z kimkolwiek, z chęcią spędziłabym każdą chwilę w odosobnieniu, paląc i rysując. Mam dość fałszywych ludzi.
-Wiesz, że masz łazienkę w swoim pokoju? – Usłyszałam głos, a gdy się odwróciłam zobaczyłam podglądacza. Kim on do cholery był?!
-Wiesz, że wypada zapukać zanim się wejdzie do innego pokoju?- warknęłam, posyłając groźne spojrzenie. Chłopaka to jakby rozbawiło, bo uśmiechnął się.
-Lubię ostre dziewczyny – odpowiedział aroganckim tonem i robiąc krok w moją stronę. Pośpiesznie wstałam i podeszłam do niego tak, że dzieliła nas długość ramienia.
-Posłuchaj chłopczyku z za dużym ego – mam gdzieś twoje „zaloty”, w ogóle te twoje odzywki, ani wygląd nie robi na mnie wrażenia. Podejrzałeś mnie nagą i myślisz, że to robi dla ciebie jakieś większe rezerwy do działania? Jeżeli jeszcze raz powiesz mi coś, co mi się nie podoba, choćby to, co przed chwilą to urwę ci te przepełnione miłością do siebie jaja, rozumiesz? – On chwilę stał wryty, nie wiedząc co zrobić, aż w końcu zabrał głos.
-Jestem Harry – zaczął, aż nagle złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, a potem szepnął do ucha – i mam na ciebie ochotę.
-Naprawdę? – spytałam i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Była to idealna okazja. Podniosłam kolano do góry, spotykając jego czuły punkt, a on momentalnie mnie puścił i złapał za kroczę, a z jego gardła wydobył się cichy jęk. – Szkoda, że ja na ciebie nie.
Rzuciłam papierosa na ziemię, przydeptując trampkiem i  zostawiając zwijającego się z bólu chłopaka samego, wróciłam do domu. Poczułam głód ściskający mój żołądek, więc podeszłam do stołu, obłożonego jedzeniem, gdzie siedziała moja ciotka i czterech chłopaków. Każdy przypatrywał mi się bacznie, a ja bez słowa siadłam obok jednego z nich, ubranego w pasiastą bluzkę i, po nałożeniu sporej porcji sałatki, zaczęłam ją jeść.
-Jednak się zdecydowałaś z nami spędzić czas? Chłopcy, to jest Veronica, moja kuzynka. Będzie tu mieszkać, więc postarajmy się od razu nie wprowadzać między nas kłótni. Ronnie – tu zwróciła się do mnie – to Liam, Zayn, Louis i Niall. Jest jeszcze Harry, ale gdzieś chyba poszedł …
-Zdążyłam go poznać. – Uśmiechnęłam się kwaśno i wróciłam do pożywiania się posiłkiem.  – Oni tu mieszkają?
-Nie, choć spędzają tu dużo czasu. Paul jest ich menadżerem. – Paul, Paul … a tak, jej narzeczony. – Posłuchaj – teraz zwróciła się do mnie po polsku – dzisiaj  wychodzę do kina, więc zostaniesz z nimi sama. Nie są źli, wystarczy się do nich przekonać. Wymyślili sobie wieczór horrorów i cieszyłabym się, jakbyś z nimi spędziła czas …
-Nie mogą wrócić do swojego domu? – spytałam z wyrzutem, obrzucając ich spojrzeniem. Oni też się na nas patrzyli, zdziwieni. No tak, nie znają polskiego.
-Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja, ale będziecie zmuszeni się jeszcze przez jakiś czas znosić. Nie lepiej się z nimi zapoznać?
-Będziesz zdziwiona jak powiem Nie?
-Idziemy na kompromis – obejrzysz z nimi tylko trzy filmy.
-Jeden – odpowiedziałam, zaciskając usta w cienką linię i mrużąc oczy.
-Dwa – ciotka nie dawała za wygraną – Za to pójdziemy na zakupy i kupisz sobie kilka ciuchów.
Pomyślałam o swoim zasobie ubrań … Wywróciłam oczami  i pomachałam na głową na znak, że się zgadzam. Zapowiadał się zajebiście nudny wieczór… Będę zmuszona przytulać pięć, przestraszonych dziewczynek.
-Na razie się zmywam, później do nich wpadnę – powiedziałam, wstając od stołu i odchodząc na górę. Najchętniej teraz bym posłuchała muzyki i z papierosem w ustach coś porysowała, lecz w tym domu było to chyba niemożliwe. Będę tu musiała zostać jeszcze dwa lata, do osiemnastki, późnie wynoszę się i zaczynam nowe życie. Rozejrzałam się po pokoju. Dopiero teraz zobaczyłam przy szafie drzwi … no tak, łazienka. Zaklęłam szpetnie, ubolewając nad swoją głupotą i otworzyłam swój notatnik. Na ostatniej stronie, zapisanej już w całości drobnym pismem  nakreśliłam : 14.05 – zero. Byłam z siebie dumna – poprzednie osiem wpisów miało taką samą zawartość. Następnie wróciłam kilka kartek wstecz i zaczęłam pisać, a słowa same wylewały się ze mnie. Gdy skończyłam, zobaczyłam, że jest już godzina 21.30, a ja zapisałam sześć stron. Zamknęłam dziennik i rzuciłam w kąt. Czułam obrzydzenie do siebie, choć sama nie wiedziałam, skąd to płynęło. Chwiejnym krokiem podeszłam do toalety, a następnie, siadając przy muszli klozetowej zmusiłam się do wymiotowania. Nienawidziłam tego, ale od razu robiło mi się lepiej, a chociaż nie tak źle, jak wcześniej. Było to jednak chwilowe, potem znów czułam się bezwartościowa, nie umiejąca sobie poradzić racjonalnie z własnymi problemami. Wtedy znów chciałam zrobić TO, zmierzyć się ze sobą i swoją odpornością w inny sposób. Ale nie, nie dzisiaj. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę – odkrzyknęłam, pośpiesznie wychodząc z łazienki i siadając na łóżku. By to pasiasty.
-Robimy wieczór horrorów, chętna?
-Zaraz przyjdę – odpowiedziałam, a chłopak z triumfalnym uśmiechem wyszedł z pokoju. Umyłam szybko zęby i zaraz już do nich zeszłam, kierując się do pokoju, skąd dochodziły śmiechy. Weszłam do środka, a wzroki piątki skierowały się na mnie. Wielki ekran na brązowej ścianie i jeszcze większe, kolorowe łóżko z mnóstwem poduszek na sobie – czego chcieć więcej? Zlokalizowałam miejsce pobytu popcornu … no tak, na kolanach żarłoka. Zauważyłam … Harolda? Powiedzmy, że Harolda, który posyłał mi gniewne spojrzenie.
-Paranormal Activiti czy Klątwa? – spytał mulat, trzymając obie płyty w dłoniach.
-Oczywiście, że klątwa – powiedziałam, siadając koło blondasa … to był Nick?
Potem zaczęło się kino. Każdy z nas oglądał z niecierpliwością, a ja nawet się nie obejrzałam, jak już skończył się drugi film, a chłopaki włączali następny. Zdążyłam już zjeść, głównie z pomocą blondyna dziewiątą paczkę popcornu. Co jak co, ale apetyt mam ogromny. Zenon, siedzący z drugiej strony dawno już zasnął, opierając się o moje ramię. Pan L. też odpadł, ten natomiast przytulony był do Pasiastego. Całość wyglądała dość komicznie. Film, który włączyli – „Nieodebrane połączenia”, choć z prostą fabułą był całkiem niezły. Przeraziłam się jednej sceny i z piskiem przytuliłam się do Nialla, a on mnie objął ramieniem. No, może niezupełnie był to pisk, raczej krzyk „o kurwa”. Całkiem miło było leżeć i być w uścisku jakiegoś chłopaka, ale nagle dotarło do mnie, co robię. Wyprostowałam się jak struna i odsunęłam troszeczkę, a on się zaśmiał.
-Śmiało, nie gryzę.
-Ale ja gryzę – odpowiedziałam, wracając do spokojnego oglądania filmu, o ile oglądanie jakiegokolwiek horroru może być spokojne.
-Tylko kogoś nie zagryź – rzucił Harold, a ja na to uśmiechnęłam się krzywo.
-Uważaj, bo zaraz zostaniesz moją ofiarą … a propos, jak tam twoje orzeszki?
Niall (tak, jego imię udało mi się zapamiętać) wybuchnął śmiechem, a pasiasty wraz z nim, choć może nie tak głośnym. Zenon i pan L przebudzili się trochę, a gdy zobaczyli śmiejących się kolegów dołączyli do nich, choć z pewnością nie słyszeli tego, co powiedziałam. Harold zacisnął usta w cienką linię i zrobił się czerwony.
-Kochanie, w złości ci nie do twarzy – powiedziałam, uśmiechając słodko i patrząc na niego zalotnie. Już każdy pokładał się ze śmiechu a twarz blondynka nabrała bordowych kolorów.
-Czy my o czymś nie wiemy? – spytał pan L, z którego imienia zapamiętałam tylko pierwszą literę.
-Tylko tyle, że swojego kolegę powinniście już nazywać koleżanką.
-A ciebie chyba powinni nazywać suką – odpowiedział zielonooki, a każdy z chłopaków nabrał głośno powietrza czekając, co ja powiem.
-I to mówi chłopak ze zmiażdżonym interesem? – I znów śmiechy.
-Posłuchaj mała, lepiej zwiewaj, bo nie chcesz, bym dorwał się w swoje ręce – rzucił, powoli wstając.
-Już się boje – odwarknęłam, nie zmieniając pozycji, a chłopaki się odsunęli ode mnie, posyłając współczujące spojrzenia. A może powinnam? Harold rzucił się na mnie, siadając okrakiem i łaskocząc po bokach. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, lecz nadal zachowałam rozum i chciałam go zepchnąć. Lecz on lewą ręką złapał moje dłonie, trzymając w górze, a prawą wbijając na wpół boleśnie i łaskocząco palce w brzuch. W końcu nachylił się do mnie i złapał za nadgarstki, uśmiechając perfidnie. Czułam, jakby ktoś wylewał na mnie kubeł zimnej wody. Wspomnienia wróciły i atakowały moją psychikę, doprowadzając ją do agonii. Przed oczami stanęły ich twarze, roześmiane i pewne siebie, a ja znów  byłam bezradna i zbyt słaba na cokolwiek.


+++
Podeszli do mnie i mocno złapali za nadgarstki. Nie wiedziałam, co się dzieje, wszystko wokół wirowało, a ja czułam się, jak w jakimś horrorze. Zaczęli brutalnie ściągać ze mnie ubrania, prawie zdzierać, a ja zupełnie nie wiedziałam, jak się mam zachować. Zaczęłam krzyczeć, wołać o pomoc, a Mateusz włożył mi chustkę, która obsunęła się z moich włosów, do ust.
-Zaraz ci się spodoba – szepnął mi rubasznie do ucha, składając pocałunki na dekolcie. Moje ciało przebiegł dreszcz obrzydzenia, do niego i do siebie. Nie wierzyłam, że oni mogą mi to zrobić. Co z naszą przyjaźnią? Byłam cała naga, a oni patrzyli się na mnie jak lwy przez pożarciem antylopy. Łzy spływały mi po policzkach, błagałam w myślach, by tego nie robili. Maciek się przyglądał, a Piotrek i Mateusz obsypywali moje ciało pocałunkami, co tylko potęgowało moje obrzydzenie. Wyrwałam się im, upadając na podłogę, ale nie udało mi się nic innego zrobić, poczułam kopnięcie w bok, a następnie uderzenie w twarz, z której zaczęła lecieć krew. Znów wtargali mnie na łóżko, ale teraz zachowywali się brutalniej. Drapali, szczypali, bili, wyzywali od „suk” i „dziwek”. Jeszcze tylko zobaczyłam, jak Ann wychodzi, a przy drzwiach wysyła współczujące spojrzenie. I stało się. Przymknęłam tylko oczy, by zagłuszyć przerażający ból.

+++


Po moich policzkach spływały nowe to łzy, a Harold patrzył się na mnie, zdziwiony. On nie wiedział. Dla niego było to kilka łez, dla mnie ponowny koszmar.
-Puść mnie!!! Kurwa puść!!! – wyrywałam się, znów przymknęłam oczy i chciałam tylko, by to wszystko się skończyło. Odskoczył ode mnie, siadając naprzeciwko. Na twarzy każdego malowało się zdziwienie i … przerażenie. Wstałam szybko i wybiegłam, kierując się po schodach na górę. Usłyszałam, że jeden z nich mnie woła, ale zignorowałam to. Gdy tylko byłam w pokoju przekręciłam klucz w hebanowych drzwiach, próbując złapać oddech. Wróciło obrzydzenie do samej siebie, czułam się brudna, jakby znów mnie dotykali. Wbiegłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Stała w nim nędzna dziewczyna, patrzyła się na mnie z wyższością, a jej usta poruszały się, mówiąc te same słowa … zaraz mi się spodoba. Otworzyłam szafeczkę i wydobyłam z niej puszeczkę z napisem „Sięgnij po trochę szczęścia”. Wydobyłam z niej ostry przedmiot i osunęłam się na podłogę, wpatrując w niego. Moja odskocznia od problemów. Zrobiłam jedno nacięcie na nadgarstku. Nie bolało, przyniosło ulgę. Robiłam następne. Ich ręce, błądzące po moim ciele i uśmiechy, dumnych z siebie sukinsynów. Od razu po tym kazali mi się ubrać, a potem wypchnęli na korytarz, obolałą i pobitą. Błądziłam po całym zakładzie, szukając miejsca dla siebie. Nie rozumiałam, czemu się to stało. Przed tym trochę wypili, ale … powinni mieć coś w tych głowach. Obiecywaliśmy sobie, że po wyjściu z tego miejsca zamieszkamy w jednym domu i będziemy żyli z dawania dzieciakom lekcjo jazdy na deskorolce. Jak oni mogli?
Gdy wyrwałam się z transu zobaczyłam, że moja cała ręka jest już w krwi. Przestraszyłam się i zaczęłam ją wycierać rękawem, chcąc, by przestała lecieć. Nie myślałam racjonalnie. Chciałam, by przestało mnie boleć, nie umrzeć. Na podłodze były ślady czerwonej cieczy, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić. Zamoczyłam dłoń pod zimną wodą, która od razu zabarwiła umywalkę na bordowy kolor. Ręka była już jednak oczyszczona, a moim oczom ukazały się długie i głębokie rany na nadgarstku. Musiałam wytrzymać. Wyszłam do pokoju i wyjęłam z szafy chustkę, którą zazwyczaj nosiłam jaką opaskę i owinęłam wokół obrażeń. Położyłam się na łóżku i chwyciłam notatnik, przekręcając na jego ostatnią stronę. Wymazałam ostatni wpis i, cała drżąc, nakreśliłam datę – napis „znów to zrobiłam”.